playlista

18 sierpnia 2012

część 30


Wyrwałam się ze snu krztusząc powietrzem. Moje płuca zapiekły od niespodziewanej dawki tlenu. Ręka bezlitośnie mnie rwała, a głowa lekko pobolewała. Boże, po co ja to zrobiłam?! Byłam taka głupia. Chciałam się podnieś, lecz nagły zawrót głowy odwiódł mnie od tego pomysłu.

-już nie śpisz?- Spytał łagodnym tonem Damon przysiadając na łóżku.  W ręku miał tace z kawą oraz jakąś papką. Postawił ją na szafce by muc mi się lepiej przyjrzeć- jak się czujesz?

-dobrze. Ręka trochę boli, ale trzeba płacić za swoją głupotę- uśmiechnęłam się, by nie pomyślał, że jestem niespełna umysłowo czy coś.

-Rozi, co się wtedy wydarzyło?- Spytał poważnie.

-czemu mówisz ,,wtedy’’. Przecież to było wczoraj- spytałam zdezorientowana

-Rozalie byłaś nieprzytomna przez 3 dni

-że, co!- Ale jak to możliwe. Przecież zdawało mi się, że to był tylko moment. Gdy spojrzałam na jego twarz, zrobiło mi się go żal. Był taki… przygaszony- dziękuje, że we mnie wierzyłeś i nie pozwoliłeś mi odejść

-obiecuję ci, że aż do twego ostatniego uderzenia sercem, nie stanie ci się krzywda - ścisnął delikatnie moją zdrową dłoń- opowiedz mi, co się stało

-dobrze- i tak zrobiłam

                      ***

-Roz ja…

-nie potrzebuje niczyjej litości, ale dzięki. Jest jeszcze Alaric?- Nie chciałam, (chociaż dziś) wspominać o tamtej sprawie

-nie - odpowiedział. Zerwałam się na równe nogi, lecz nie byłam jeszcze na tyle silna-Roz!

-nic nie szkodzi. Damon, co ona mi zaaplikowała?- wsparłam się o łóżko

-jakieś dragi, czy coś - wziął mnie na ręce- a o co chodzi?

-ja… ech już nieważne- wtuliłam się w jego tors, wdychając jego zmysłowy zapach. Chłopak pochylił się by ułożyć mnie na łóżku, ja tylko zawisłam w powietrzu łapiąc go mocniej za szyję. Zawinęłam jedną nogę wokół jego pasa, tak, że oboje upadliśmy na łóżko. Przy czym to ja leżałam na nim. Chciałam go jakoś rozweselić.

-nie znałem cię od tej strony- szepnął mi z przyjemną, męską chrypką do ucha

-to dopiero początek- zaśmiałam się mu do, ucha sunąc ustami po jego szyi.

-nie mogę sobie wyobrazić jak bym się czuł, gdybym już nigdy nie mógł usłyszeć twojego perłowego śmiechu. Nie ujrzeć tego kociego błysku w twoich szmaragdowych oczach. Nie poczuć pod mym policzkiem twojego, a pod dłonią delikatności twego kruchego, ludzkiego ciała. Gdy mam sobie pomyśleć, że twoje serduszko miałoby już nigdy nie zabić… tego nie da się opisać. Ja…

-ciii- położyłam mu palec na ustach, pod którego dotykiem lekko się rozchyliły- przepraszam. Zachowałam się niezmiernie samolubnie, ale przysięgam ci, że już nigdy nie będziesz musiał tego przeżywać

-obiecujesz- spytał niczym pięciolatek pytający czy jego mama po niego wróci do przecz kola. Gdzieś w jego oczach czułam niepewność

-wątpisz w to?
-a powinienem?- Moje usta łapczywie wpiły się w niego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz