***
Po dość długiej
sprzeczce udało mi się wybłagać, chociaż samodzielne zrobienie kanapek. Niestety
to była 1 z niewielu rzeczy, które mogłam zrobić sama bez ciągłego zamartwiania
się Damona. Dobra rozumiem, że przyciągam katastrofy jak magnez, ale czy ja
jestem ułomna?! Tak skupiłam się na mojej bitwie myśli że rozcięłam sobie palec
-nawet tego nie
umiesz zrobić bez uszkodzenia sobie ciała?- zamknął moją dłoń w swojej,
szukając jakiegoś opatrunku
-chyba specjalnie
tego nie zrobiłam! - obróciłam jego twarz ku sobie, wolną ręką. Jego wzrok
spoczął chwilowo na mojej dłoni, która jak na razie nie myślała zsunąć się z
jego policzka- Damon to tylko lekkie zranienie
-wtedy też tak
mówiłaś
-ale tym razem to
prawda. Wiesz co, i tak nie jestem głodna… jakoś tak mi nie dobrze- chciałam
odejść by uniknąć choć na chwilę swoich uczuć. Wampir złapał moją dłoń,
przyciągając z powrotem by muc wziąć mnie na ręce. Zostałam szybko położona na
kanapie
-czekaj, zaraz dam
ci wody- chciał odejść, jednak tym razem to ja go złapałam (niestety za szlufki
od spodni, bo nie mogłabym dosięgnąć jego rąk, bez spadania).
-Damon ja naprawdę
nie mam raka, czy coś
-nie, nie masz.
Ale byłaś martwa
-dobra wygrałeś-
znowu chciał postawić kolejny krok. Jednak ja nie zamierzał odpuścić
-Roz jeśli chcesz
bym zdjął spodnie, to wystarczyło poprosić- odwrócił się do mnie z tym swoim
uśmieszkiem
-och tak, błagam
zaraz umrę z podniety- zażartowałam. Jednak po grymasie na jego twarzy zrozumiałam,
jakie popełniłam Fo-Pa- posiedź chociaż ze mną…
-Roz…- ukląkł
przede mną. Wampir ujął moją rękę ciągle patrząc mi się w oczy- jesteś bardzo
blada i… martwię się o ciebie, a że nie często się tak czuje…, jeśli w ogóle,
to po prostu nie wiem, co robić. Pozwól mi sobie pomóc. Chociaż coś zjedz
-Damon ludzkie
jedzenie jest dla mnie jak… bułka dla alkoholika. Oczywiście mogę ją jeść i w
ogóle, ale to mi nic nie daje, nie zmienia mojego samopoczucia, bo takiemu
człowiekowi może pomóc tylko 1…
-ale ty nie jesteś
przecież wampirem
-tak samo jak nie
jestem człowiekiem- spuściłam wzrok. Chłopak westchnął siadając obok mnie. Posadził
mnie sobie na kolanach- co ty…
-to jedyne wyjście-
zauważyłam jak podwija rękaw
-Damon nie, ja nie
mogę, nie chcę…
-oj przestań się
mazać, jesteś już dużo dziewczynką. Jeśli to ci pomoże to jestem szczęśliwy, że
to właśnie ja tu teraz jestem. Masz siłę ugryźć czy ja ma…
-nie Damon. Nie
zrobię tego!
-a zakład- uśmiechnął
się pod nosem. Wampir przegryzł swoją rękę podstawiając mi urocze kropelki, leciuteńko
sunące po jego ręce, otaczając ją, by po chwili zjednoczyć się w jedną całość.
Taka mała rzecz a to właśnie dla niej zrobiłabym wszystko. Stop! Przecież to
Damon, ja nie mogę. Odwróciłam się szybko, wtulając w jego szyję. Moja klatka zaczęła
się poruszać w zawrotnym tempie. Zacisnęłam mocno ręce na jego koszuli, co
wyglądało jakbym się w niego wtuliła. Wampir zaczął głaskać mnie 1 ręką po
plecach, a 2 po głowie. Przestałam czuć już tą cudną która właśnie znikła pod
warstwą odnowionej skóry, jednak ja nie mogłam go zapomnieć, tego czego on ma w
dostatku a ja właśnie tego pragnę. Przestań, a co jak zrobię mu krzywdę. Boże,
nich to się w końcu skończy. Jękłam cicho
- nie wstydź się
prawdy o so…
-nie Damon! Właśnie
z tego powodu uciekłam od Klausa, on chciał żebym ja… żebym ja stałą się tak
jakby, jego prywatną morderczynią. Kazał mi się żywić wampirami, tylko nimi.
Mój organizm tak się do niej przyzwyczaił, że prawie nie mogłam się powstrzymać.
A teraz to wszystko się spotęgowało, nie mówiłam ci całej prawdy bo się bałam.
A najgorsze jest to, że, że on mnie nie nauczył jak powstrzymać się przez
zabiciem ofiary. Damon ja się boję tej mojej 2 natury.
-Rozalin
spokojnie, ufam ci
-ale ja sobie nie
ufam
-to nie ważne,
przecież ja jestem silniejszy i w razie, czego cie powstrzymam prawda? Więc co
złego może się stać- przycisnął moją głowę, w czułym geście do swojej szyi.
Moje kły mimo silnej woli wysunęły się. Wampir poczuwszy je na swojej krtani
lekko zadrżał. Zostałam przyciągnięta do niego jeszcze mocniej. Miałam już tego
dość, chuj z zasadami. Wgryzłam się mocno w jego szyję. Docierając od razu do
żyły, tak jak mnie uczono. Damon cicho syknął, przyciągając mnie bliżej. Piłam
łapczywie, dobrze wiedząc że sprawiałam mu ból. Poznałam to, po jego szybszym
pulsie, i zaciskaniu kurczowo mięśni. Chłopak lekko się osunął po kanapie, mówiąc
cicho ,, Roz już starczy, ja, ja już nie mogę’’. Moja druga natura, tak mocno
wcześniej ukrywana zawrzała we mnie. Wbiłam się w niego mocniej, a po mojej
głowie krążyło tylko jedno. Zabij, zabij ofiarę, tylko do tego się nadajesz.
Wampir spróbował mnie od siebie oderwać, jednak się szarpałam. W końcu mu się
udało, niemiałam na tyle sił by jeszcze z nim walczyć.
-co ja zrobiłam, boże,
co ja zrobiłam- zaczęłam spazmatycznie oddychać, wręcz się dusząc
-oj przestań- zaśmiał
się
-śmieszą cie moje
problemy?- warknęłam
-troszkę. Roz
skarb… Roz przecież i tak byś mi nic nie zrobiła
-jak możesz być
tego taki pewny?
-bo ja zawsze mam
rację- uniósł śmiesznie brew, mimo woli moje kąciki lekko drgnęły- i taka właśnie
mi się podobasz
-pszep…- tu zatkał
mi usta palcem
-nie ma rany, nie
ma krzyku
-ale jak… a no tak
te cholerne wampiry
-cholerne kobiety
-no wiesz- szczypnęłam
go w bok
***
Leżałam na
kolanach chłopaka ze zwisającą głową z kanapy
-Damon już załat…-
urwał właśnie przybyły Stefan. On był ubrany w garnitur a Elena w taką
sukienkę.
-co się stało? Ktoś
umarł?- Podniosłam lekko głowę
-hej braciszku, nie
przywitasz się z moją zjawą?
-ale jak… przecież
to…
-Roz!- brunetka
chciała mnie przytulić jednak wampir powstrzymał ją ruchem ręki
-nie nadwyrężajmy
jej zbytnio, jest jeszcze słaba
-nieprawda!
-ależ owszem
-nie!- wrzasnęłam siadając
mu przodem na kolanach- chyba lepiej wiem
-nikt nie wie
czegoś lepiej ode mnie
-a ja wiem
-niby, co?
-że jesteś idiotą Salvatore-
zbliżyłam swoją twarz do niego tak, blisko że niemal się nimi stykaliśmy
-no wiesz Gilbert-
zrzucił mnie ze swoim figlarnym uśmieszkiem na kanapę
-i wszystko wróciło
do normy. Brakowało mi tych waszych kłótni- dodał Stefan siadając obok nas. Puściałam
oczko do Damona
-ta kanapa jest
tylko dla vipów- krzyknęliśmy razem, zrzucając Stefcia na podłogę
-a ja mogę usiąść-
zaśmiała się brunetka
-nie, ty jesteś
plebsem!
-a tylko ja i Roz
jesteśmy szlachtą
-chyba z tyłu!
-tam czym
bardziej- dodałam wystawiając jej język
***
noi jak? mam nadzieję że chociaż wam się podobał bo gdyby nie licząc paru akcentów to w ogóle bym go nie zamieściła ;) Pozdrowionka dla wszystkich, miłej niedzieli i zapraszam do komentowania, będzie mi naprawdę naprawdę miło :)
Ujmę to tak: Rozdział był bardzo śmiechowy ;D I takie właśnie najbardziej lubię. :)Do tej pory mi się gęba śmieje XDEEEE Nie, no... Zaczynając od początku i od zajebistego porównania :Jak bułka dla alkoholika", z którego zaczęłam się brechtać, potem rozmowa o szlachcie i plebsie... <3 Ale ten moment jak ona go gryzła był zajebisty :) *.*
OdpowiedzUsuńDodaj szybko NN plebsie, bo na kanapie nie usiądziesz . ;D No to tyle, pozdro :3
Bardzo podobał mi się fragment z piciem krwi, był fajnie dopracowany :] czekam z niecierpliwościąna następny rozdział
OdpowiedzUsuńTak zgadzam się z przedmówczyniami ;) Fajne, fajne ;p
OdpowiedzUsuńhttp://inthatwayiunderstoodhimandilovedhim.blogspot.com/ zapraszam do siebie ;)