playlista

15 grudnia 2012

księga 2 rozdział 10-,,czy ja zaczynam wariować... nieee na to już za późno''


                                                                        ***
Po dość długiej sprzeczce udało mi się wybłagać, chociaż samodzielne zrobienie kanapek. Niestety to była 1 z niewielu rzeczy, które mogłam zrobić sama bez ciągłego zamartwiania się Damona. Dobra rozumiem, że przyciągam katastrofy jak magnez, ale czy ja jestem ułomna?! Tak skupiłam się na mojej bitwie myśli że rozcięłam sobie palec
-nawet tego nie umiesz zrobić bez uszkodzenia sobie ciała?- zamknął moją dłoń w swojej, szukając jakiegoś opatrunku
-chyba specjalnie tego nie zrobiłam! - obróciłam jego twarz ku sobie, wolną ręką. Jego wzrok spoczął chwilowo na mojej dłoni, która jak na razie nie myślała zsunąć się z jego policzka- Damon to tylko lekkie zranienie
-wtedy też tak mówiłaś
-ale tym razem to prawda. Wiesz co, i tak nie jestem głodna… jakoś tak mi nie dobrze- chciałam odejść by uniknąć choć na chwilę swoich uczuć. Wampir złapał moją dłoń, przyciągając z powrotem by muc wziąć mnie na ręce. Zostałam szybko położona na kanapie
-czekaj, zaraz dam ci wody- chciał odejść, jednak tym razem to ja go złapałam (niestety za szlufki od spodni, bo nie mogłabym dosięgnąć jego rąk, bez spadania).
-Damon ja naprawdę nie mam raka, czy coś
-nie, nie masz. Ale byłaś martwa
-dobra wygrałeś- znowu chciał postawić kolejny krok. Jednak ja nie zamierzał odpuścić
-Roz jeśli chcesz bym zdjął spodnie, to wystarczyło poprosić- odwrócił się do mnie z tym swoim uśmieszkiem
-och tak, błagam zaraz umrę z podniety- zażartowałam. Jednak po grymasie na jego twarzy zrozumiałam, jakie popełniłam Fo-Pa- posiedź chociaż ze mną…
-Roz…- ukląkł przede mną. Wampir ujął moją rękę ciągle patrząc mi się w oczy- jesteś bardzo blada i… martwię się o ciebie, a że nie często się tak czuje…, jeśli w ogóle, to po prostu nie wiem, co robić. Pozwól mi sobie pomóc. Chociaż coś zjedz
-Damon ludzkie jedzenie jest dla mnie jak… bułka dla alkoholika. Oczywiście mogę ją jeść i w ogóle, ale to mi nic nie daje, nie zmienia mojego samopoczucia, bo takiemu człowiekowi może pomóc tylko 1…
-ale ty nie jesteś przecież wampirem
-tak samo jak nie jestem człowiekiem- spuściłam wzrok. Chłopak westchnął siadając obok mnie. Posadził mnie sobie na kolanach- co ty…
-to jedyne wyjście- zauważyłam jak podwija rękaw
-Damon nie, ja nie mogę, nie chcę…
-oj przestań się mazać, jesteś już dużo dziewczynką. Jeśli to ci pomoże to jestem szczęśliwy, że to właśnie ja tu teraz jestem. Masz siłę ugryźć czy ja ma…
-nie Damon. Nie zrobię tego!
-a zakład- uśmiechnął się pod nosem. Wampir przegryzł swoją rękę podstawiając mi urocze kropelki, leciuteńko sunące po jego ręce, otaczając ją, by po chwili zjednoczyć się w jedną całość. Taka mała rzecz a to właśnie dla niej zrobiłabym wszystko. Stop! Przecież to Damon, ja nie mogę. Odwróciłam się szybko, wtulając w jego szyję. Moja klatka zaczęła się poruszać w zawrotnym tempie. Zacisnęłam mocno ręce na jego koszuli, co wyglądało jakbym się w niego wtuliła. Wampir zaczął głaskać mnie 1 ręką po plecach, a 2 po głowie. Przestałam czuć już tą cudną która właśnie znikła pod warstwą odnowionej skóry, jednak ja nie mogłam go zapomnieć, tego czego on ma w dostatku a ja właśnie tego pragnę. Przestań, a co jak zrobię mu krzywdę. Boże, nich to się w końcu skończy. Jękłam cicho
- nie wstydź się prawdy o so…
-nie Damon! Właśnie z tego powodu uciekłam od Klausa, on chciał żebym ja… żebym ja stałą się tak jakby, jego prywatną morderczynią. Kazał mi się żywić wampirami, tylko nimi. Mój organizm tak się do niej przyzwyczaił, że prawie nie mogłam się powstrzymać. A teraz to wszystko się spotęgowało, nie mówiłam ci całej prawdy bo się bałam. A najgorsze jest to, że, że on mnie nie nauczył jak powstrzymać się przez zabiciem ofiary. Damon ja się boję tej mojej 2 natury.
-Rozalin spokojnie, ufam ci
-ale ja sobie nie ufam
-to nie ważne, przecież ja jestem silniejszy i w razie, czego cie powstrzymam prawda? Więc co złego może się stać- przycisnął moją głowę, w czułym geście do swojej szyi. Moje kły mimo silnej woli wysunęły się. Wampir poczuwszy je na swojej krtani lekko zadrżał. Zostałam przyciągnięta do niego jeszcze mocniej. Miałam już tego dość, chuj z zasadami. Wgryzłam się mocno w jego szyję. Docierając od razu do żyły, tak jak mnie uczono. Damon cicho syknął, przyciągając mnie bliżej. Piłam łapczywie, dobrze wiedząc że sprawiałam mu ból. Poznałam to, po jego szybszym pulsie, i zaciskaniu kurczowo mięśni. Chłopak lekko się osunął po kanapie, mówiąc cicho ,, Roz już starczy, ja, ja już nie mogę’’. Moja druga natura, tak mocno wcześniej ukrywana zawrzała we mnie. Wbiłam się w niego mocniej, a po mojej głowie krążyło tylko jedno. Zabij, zabij ofiarę, tylko do tego się nadajesz. Wampir spróbował mnie od siebie oderwać, jednak się szarpałam. W końcu mu się udało, niemiałam na tyle sił by jeszcze z nim walczyć.
-co ja zrobiłam, boże, co ja zrobiłam- zaczęłam spazmatycznie oddychać, wręcz się dusząc
-oj przestań- zaśmiał się
-śmieszą cie moje problemy?- warknęłam
-troszkę. Roz skarb… Roz przecież i tak byś mi nic nie zrobiła
-jak możesz być tego taki pewny?
-bo ja zawsze mam rację- uniósł śmiesznie brew, mimo woli moje kąciki lekko drgnęły- i taka właśnie mi się podobasz
-pszep…- tu zatkał mi usta palcem
-nie ma rany, nie ma krzyku
-ale jak… a no tak te cholerne wampiry
-cholerne kobiety
-no wiesz- szczypnęłam go w bok
                                  ***
Leżałam na kolanach chłopaka ze zwisającą głową z kanapy
-Damon już załat…- urwał właśnie przybyły Stefan. On był ubrany w garnitur a Elena w taką sukienkę.
-co się stało? Ktoś umarł?- Podniosłam lekko głowę
-hej braciszku, nie przywitasz się z moją zjawą?
-ale jak… przecież to…
-Roz!- brunetka chciała mnie przytulić jednak wampir powstrzymał ją ruchem ręki
-nie nadwyrężajmy jej zbytnio, jest jeszcze słaba
-nieprawda!
-ależ owszem
-nie!- wrzasnęłam siadając mu przodem na kolanach- chyba lepiej wiem
-nikt nie wie czegoś lepiej ode mnie
-a ja wiem
-niby, co?
-że jesteś idiotą Salvatore- zbliżyłam swoją twarz do niego tak, blisko że niemal się nimi stykaliśmy
-no wiesz Gilbert- zrzucił mnie ze swoim figlarnym uśmieszkiem na kanapę
-i wszystko wróciło do normy. Brakowało mi tych waszych kłótni- dodał Stefan siadając obok nas. Puściałam oczko do Damona
-ta kanapa jest tylko dla vipów- krzyknęliśmy razem, zrzucając Stefcia na podłogę
-a ja mogę usiąść- zaśmiała się brunetka
-nie, ty jesteś plebsem!
-a tylko ja i Roz jesteśmy szlachtą
-chyba z tyłu!
-tam czym bardziej- dodałam wystawiając jej język
                              ***
noi jak? mam nadzieję że chociaż wam się podobał bo gdyby nie licząc paru akcentów to w ogóle bym go nie zamieściła ;) Pozdrowionka dla wszystkich, miłej niedzieli i zapraszam do komentowania, będzie mi naprawdę naprawdę miło :)

3 komentarze:

  1. Ujmę to tak: Rozdział był bardzo śmiechowy ;D I takie właśnie najbardziej lubię. :)Do tej pory mi się gęba śmieje XDEEEE Nie, no... Zaczynając od początku i od zajebistego porównania :Jak bułka dla alkoholika", z którego zaczęłam się brechtać, potem rozmowa o szlachcie i plebsie... <3 Ale ten moment jak ona go gryzła był zajebisty :) *.*
    Dodaj szybko NN plebsie, bo na kanapie nie usiądziesz . ;D No to tyle, pozdro :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo podobał mi się fragment z piciem krwi, był fajnie dopracowany :] czekam z niecierpliwościąna następny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak zgadzam się z przedmówczyniami ;) Fajne, fajne ;p
    http://inthatwayiunderstoodhimandilovedhim.blogspot.com/ zapraszam do siebie ;)

    OdpowiedzUsuń