-czego szukasz-
zawołał z drugiego pokoju
-kawy
-2 szafka po lewo
-dzięki-, ale nie
tego szukałam. Znalazłam je. Wzięłam 2 strzykawki z Werbeną oraz nuż i ukryłam
w torebce. Wkroczyłam do pokoju ze szklanką wody.
-i, co z tą kawą-
spytał z uśmiechem. Nic nie podejrzewał. Świetnie.
-odechciało mi
się- postawiłam wodę na stoliku i objęłam go, przedtem wyciągając 1 ze
strzykawek- przepraszam i żałuję
-ale, czego
skarbie- pocałowałam go w usta. Stanowczą, lecz delikatnie wbiłam ją mu w
plecy. Jego krzyk zniknął w moich ustach. W końcu nie mogłam pozwolić by Stefan
się o czymś dowiedział. Jego źrenice pomniejszyły się z bólu. Pomogłam mu się
delikatnie położyć, jednocześnie rozcierając miejsce ukłucia.- za co?
-zrozum mnie
kotku. Ja po prostu muszę tam iść. I nawet ty mnie przed tym nie powstrzymasz-
szeptam. Jego oczy zaczęły się zamykać pod wpływem trucizny- przepraszam, że
sprawiam ci cierpienie, ja nie chciałam by tak to wyszło
-ale zdajesz sobie
sprawę ze za jakieś 3 godziny się obudzę i cię znajdę
-tak i dlatego mam
to- pokazałam mu drugą dawkę.
-Roz błagam, nie
rób mi tego
-przykro mi-
spojrzałam ze współczuciem. Tym razem muszę działać szybciej, bo jeszcze zawoła
Stefa. Odchyliłam mu delikatnie szyję, opierał się, ale był za słaby. Wbiłam mu
ją powoli i delikatnie. Starłam się mu tego jak najbardziej oszczędzić. Głowa
chłopak opadła bezwładnie na poduszkę. Jego ciało przebiegły jeszcze 3 spazmy
wywołane rozprowadzaniem się Werbeny po organizmie. Gdy spojrzał się na mnie tymi
swoimi dużymi oczami, serce mi stanęło. Pocałowałam go delikatnie nie chcąc
zrobić mu większej krzywdy-będzie dobrze. Na początku poboli, ale za chwalę stracisz
przytomność, więc…
-R… Roz… błagam…
n.. ni… nie idź tam- wyjąkał
-nic mi nie będzie.
Obiecuję- wybiegłam zakładając trampki
***
Pierwszym miejscem,
jakie przyszło mi do głowy był wodospad. Powietrze było nawet ciepłe. Na moje
szczęście. Przystanęłam nad wodospadem zaczęłam głośno dyszeć. Gdy już
odetchnęłam wyciągnęłam naszyjnik z torebki, a moje myśli skupiłam na Elizabeth
-proszę, proszę,
proszę
-nie proś to
dziwnie brzmi w moich ustach. Co chcesz- powiedziała postać za mną, elegancko
siedząca na kamieniu. Wyglądała tak jak ostatnio.
-mam parę pytań-
odpowiedziałam
-to pytaj-
uśmiechnęła się
-co cię łączyło z
Maxem?
-nie no, tylko nie
to. Zawsze był tylko wkurzającym debilem…,
ale lubiłam go. Jak już się pewnie domyśliłaś dla mnie liczył się tylko
Nikolaus.
-chwila, to, czemu
Max tak mnie nienawidzi?
-wyciągasz pochopne
wnioski, on tylko stara ci się pomóc
-ale…
-zamknij się i
słuchaj! Maxi jest i był nieudacznikiem i tyle. Klaus kazał mu cię sprowadzić.
Rose w twoim życiu nie ma przypadków. Zrozum to w końcu! Wszystko było
zaplanowane. Śmierć twoich rodziców też! Umarli tylko po to byś ty mogła
przybyć do Mistic
-co?
-to Roz. Właśnie
to! Klaus nigdy nie miał kontroli nad wilkołakami. I to właśnie my mieliśmy mu
ją załatwić.
-ale jak?- Zaczęłam
szlochać
-nie płacz do
cholery, łzy do oznaka słabości a ty nie możesz być słaba. Ja byłam i zobacz
jak to się dla mnie skończyło. Gdybym wtedy nie rozczuliła się nad Damonem i
nie chciała poznać moich potomków to bym pewnie nadal żyła. Nik sprowadził tu
dla ciebie sforę. Teraz wystarczy, że się do niej udasz, a on się tobą zajmie.
-ale j…
-przestaniesz z tym,
ale?! Po prostu zmieni cię w hybrydę i tyle. Reszty dowiesz się z czasem.
-kim jest ta sfora
-Jared, Michael,
Emy, Lori. Coś ci to mówi?- Spytała drwiącą
-co! Ale czemu
akurat oni?!- Upadłam na kolana. Nagle zamarłam-, czyli Alex
-tak. Myślisz, że
czemu wtedy wyszedł z tego budynku? Bo musiał. Czemu zabrał cie do siebie? Bo
musiał. Ale później ten dureń się w tobie zakochał i spieprzył cały plan. A
Klaus Nielubi jak Ktoś ignoruje jego rozkazy. Sam podpisał na siebie wyrok
śmierci
-jak odejdę, co
się stanie z Damonem
fajny obrazek;)
OdpowiedzUsuń