***
Decyzja zapadła. Ubrałam to
a oczy pociągnęłam mocną, czarną kreską. Już od ponad godziny siedziałam sama w
domu, pakując swoje najpotrzebniejsze rzeczy. Chwilami nadal Nie mogę uwierzyć,
że przez tak długi czas narażałam go na niebezpieczeństwo. Przecież ja go
kocham… może nawet aż za bardzo, jednak muszę się poświecić (nieważne jaki ból
by to za sobą niosło). Albo jego życie, albo chwila mojego szczęścia. Wybór był
prosty. Opadłam na kolana, zalewana własnymi łzami. Zacisnęłam dłoń na
naszyjniku.
-pomóż mi- wyszeptałam w przestrzeń, już nawet nie
miałam siły klękać. Opadłam bezwładnie na podłogę, zwijając się w kłębek. Boże,
dokąd ja pójdę? Nikt mnie nie zechce. Już zawszę będę wyklęta, przez ciężar
mojego potomstwa. Poczułam jakieś małe zawiniątko w mych palcach. Wykręciłam
numer z karteczki.
-halo?- Odezwał się tak bardzo znienawidzony głos-
halo!
-to ja. Roz.- Wyszeptałam przez łzy
-coś się stało?- Jeszcze niedawno darzyłam go nienawiścią,
a teraz, o ironio, właśnie on jest moją nadzieją na uratowanie bliskich
-Elizabeth powiedziała, że mogę ci zaufać, więc
proszę, proszę zabierz mnie stąd.
-jak to Elizabeth?!
-, Czego ode mnie chce Klaus? Zrobię wszystko.
Błagam pomóż mi- krążyłam po pokoju, ignorując jego wcześniejsze pytanie
-Klaus chce ciebie Rozalio. Chce cie mieć przy
sobie. A on zawsze dostaje to, co chce, często po trupach
-przyjedź po mnie za godzinę- ucięłam zimnym tonem
-jesteś pewna? Nie wolisz jeszcze pobyć, z bli…
-nie! Ja po prostu nie chce cierpieć jeszcze
bardziej- usiadłam na łóżku
-dobrze przyjadę…, ale gdybyś chciała jescz-
rozłączyłam się. W tym momencie nawet najmniejsze wspomnienie, o rzeczach,
które muszę zostawić sprawiały ból. Poszłam spakować moje kosmetyki. Ręce mi
się trzęsły…, ale już nie płakałam. Właściwie nie czułam nic. Tylko 1 wielką
pustkę.
***
Hej;) to taka zapowiedź na następne rozdziały.
(Taki prezent na zachętę). To jest tylko połowa rozdziału, ale mam nadzieje, że
wam się spodoba. a ten obrazek obok to takie bazgroły z gimpie. Pozdro <3
Właśnie tych, którzy są szczęśliwi najczęściej potępia środowisko. Szkoda tylko, że prawie nikt nie chcę pomóc tym, którzy stają się samotni. Czemu? hmmm, po prostu boją się zagłębić w ich owinięty szarością świat ukazujący wszelkie niedoskonałości rzeczywistości.
Właśnie tych, którzy są szczęśliwi najczęściej potępia środowisko. Szkoda tylko, że prawie nikt nie chcę pomóc tym, którzy stają się samotni. Czemu? hmmm, po prostu boją się zagłębić w ich owinięty szarością świat ukazujący wszelkie niedoskonałości rzeczywistości.
super rozdział, pisz tak dalej, pozdrawiam
OdpowiedzUsuń